NAJWAŻNIEJSZE ZADANIE – ODZYSKAĆ WIARĘ W SIEBIE

O ostatnich przegranych meczach, o pomysłach na to, jak przełamać złą passę i wrócić na odpowiednie tory, ale także o początkach kariery piłkarskiej, klimacie w drużynie i planach na przyszłość rozmawiamy z ukraińskim napastnikiem Łady 1945 Biłgoraj – Yuriyem Perinem.

Mariusz Polowy: Na początek powiedzmy naszym czytelnikom, bo próżno szukać na polskojęzycznych stronach internetowych jakichkolwiek informacji o Tobie, kilka słów o tym, jak rozwijała się dotychczas Twoja kariera piłkarska.

Yuriy Perin: Pierwsze kroki, jeśli chodzi o piłkę nożną, stawiałem w moim rodzinnym mieście Nowogradzie Wołyńskim. W wieku 12 lat rozpocząłem naukę w grupach młodzieżowych Dynama Kijów. To była ciekawa historia: oglądaliśmy z ojcem finał Ligi Mistrzów pomiędzy Dynamem Kijów a, jeśli dobrze pamiętam, Panathinaikosem Ateny. W dole ekranu co jakiś czas pojawiała się informacja: „Zapraszamy chłopców z rocznika 1987 zainteresowanych grą w piłkę nożną na testy do Dynama Kijów”. Na początku żartowaliśmy, że może powinienem się wybrać, bo przecież przejawiałem jakiś talent piłkarski. Po dłuższym zastanowieniu doszliśmy do wniosku, że może warto spróbować. Pojechałem na testy i dostałem się za pierwszym razem. W Dynamie Kijów spędziłem trzy lata, natomiast na dwa ostatnie lata nauki pojechałem do Metalista Charków. Moment przejścia z poziomu młodzieżowca do seniora był dla mnie, tak jak dla większości moich kolegów, bardzo trudny. Wymagano od nas bycia profesjonalistami i całkowitego poświęcenia się piłce. A ja chciałem jeszcze ukończyć studia i nie do końca dobrze czułem się w Charkowie. Wróciłem więc w rodzinne strony i wstąpiłem na uniwersytet w Równem, a w międzyczasie grałem w jednym z klubów z regionu. Po pół roku podpisałem kontrakt z drugoligową drużyną z podkijowskiej miejscowości Biała Cerkiew. To był bardzo dobry zespół, szkolony przez znakomitego trenera i właśnie tam poczułem, czym tak naprawdę jest piłka nożna w seniorskim wydaniu. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Później grałem jeszcze w kilku innych klubach na Ukrainie. Równolegle udało mi się ukończyć anglistykę na uniwersytecie we Lwowie.

M.P.: Ostatnim klubem, w którym występowałeś na Ukrainie była Bukovina Czerniowce, z której kilka miesięcy temu przyjechałeś do Łady 1945 Biłgoraj.

Y.P.: Tak, ale zanim znalazłem się w Bukovinie miałem okazję grać m.in. w drugoligowych: Szachtarze Swerdłowsk, gdzie w wieku 23 lat zrobiłem chyba największe postępy, FK Połtawa i FK Gorniak. Potem, za sprawą przyjaciół podpisałem kontrakt z Bukoviną i mam swoje zasługi w awansie tej drużyny do I ligi ukraińskiej, bo w tym okresie byłem podstawowych zawodnikiem zespołu z Czerniowiec. A jak znalazłem się w Ładzie? Od dawna nosiłem się z zamiarem wyjazdu za granicę i spróbowania swoich sił w Polsce. Nie tylko dlatego, że tutaj można zarobić większe pieniądze, choć nie ukrywam, że kryzys na Ukrainie także miał wpływ na moją decyzję. Mam 30 lat, ale fizycznie czuję się znakomicie i jestem przekonany, że jeszcze co najmniej kilka lat będę w stanie grać na najwyższym poziomie. Miałem propozycję gry w klubie w zupełnie innej części Polski i nawet już tam byłem, ale gdy pojawiła się szansa gry w Ładzie, gdy zobaczyłem, w jakich warunkach będę trenował i rozgrywał mecze i jaki jest klimat w tym klubie, stwierdziłem, że zostanę w Biłgoraju. Ładzie o wiele bliżej do profesjonalnych klubów i myślę, że przy takich obiektach i takim podejściu do futbolu Łada powinna grać w ligach wyższych niż czwarta. Macie znakomity stadion, halę sportową, boiska treningowe, dobrego trenera, fajną drużynę i ludzi, którzy robią naprawdę dużo. Nigdy nie poczułem się gorzej traktowany z tego powodu, że jestem Ukraińcem, w szatni udaje nam się przełamywać barierę językową i świetnie się dogadujemy.

M.P.: Jak podchodzisz do gry w naszym zespole? Czy traktujesz Ładę tylko jako przystanek w swojej karierze, czy też czujesz się odpowiedzialny za to jak gra cała drużyna? Większość zawodników Łady to jeszcze młodzieżowcy lub piłkarze, którzy bardzo niedawno „wskoczyli” na poziom seniorski…

Y.P.:  Tak, wiem o tym doskonale. Łada to bardzo młoda drużyna, ale chłopaki ciężko pracują, by grać coraz lepiej. W zespole jest kilku starszych i bardziej doświadczonych piłkarzy i zapewniam, że czujemy się w obowiązku pomagać młodszym kolegom i kierować ich grą na boisku. To ważne zadanie, które nie zawsze udaje się zrealizować. Po czterech zwycięstwach z rzędu na początku rundy teraz przyszły porażki. Szkoda szczególnie tych meczów, w których nie udało się zdobyć punktów, choć wcale nie graliśmy gorzej od rywala. Uważam, że przełomowym momentem była przegrana z Kłosem Chełm. W tym meczu ulegliśmy rywalom na własne życzenie. Gdybyśmy go wygrali to do rywalizacji z najgroźniejszymi drużynami w lidze nie podchodzilibyśmy ze zwieszoną głową, bez wiary w siebie. Stało się inaczej, a przez to bardzo trudno było nam grać z silnymi zespołami. Szkoda też meczu z Górnikiem II Łęczna, bo w tym spotkaniu nie zasłużyliśmy na porażkę. Nie lubię przegrywać i na pewno dam z siebie wszystko, by Łada wygrywała kolejne mecze. Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, czyli to, czy traktuję Ładę jako przystanek w karierze, odpowiem tak: nie ukrywam, że poziom IV ligi lubelskiej jest zdecydowanie niższy niż ten, do którego przyzwyczajony byłem grając na Ukrainie. Chciałbym jeszcze pograć na tym wysokim poziomie, ale nie za wszelką cenę.

M.P.: Co w takim razie, Twoim zdaniem, trzeba teraz zrobić, by drużyna powróciła na właściwie tory i pokazała, że potrafi wygrywać?

Y.P.: Cała drużyna łącznie z trenerem robi wszystko, by z powrotem zacząć wygrywać. Myślę, że przede wszystkim należy wyprzeć ze świadomości wszystkie negatywne momenty meczów, które już za nami – w pełni zapomnieć o tym, co było i podchodzić do kolejnego spotkania, tak jakby było pierwszym w sezonie. Jeśli chłopakom uda się ponownie uwierzyć w siebie i wyjść na mecz z podniesioną głową przy wsparciu kibiców, wszystko wróci na dobre tory, bo w tej drużynie jest duży potencjał. W tym procesie ważną rolę ogrywają właśnie kibice, bo prawdziwi kibice to, ci którzy są z drużyną nie tylko wtedy, gdy wygrywa, ale przede wszystkim w momentach trudnych. Nasza drużyna na szczęście może liczyć na takie wsparcie. W każdym zespole zdarzają się wzloty i upadki. Przed nami jeszcze sporo meczów i jestem pewien, że pokażemy na co nas stać.

M.P.: Skoro poruszyłeś temat kibiców to chciałbym zapytać Cię o to, jak oceniasz biłgorajską publiczność na przestrzeni tej rundy, a w szczególności co powiesz o derbowym meczu z Hetmanem Zamość, podczas którego na trybunach zasiadł komplet widzów, w tym także zorganizowane grupy kibiców obu zespołów?

Y.P.: Atmosfera na trybunach podczas meczu z Hetmanem Zamość wywarła na mnie bardzo duże i pozytywne wrażenie. Już dawno nie miałem okazji czuć takiego klimatu. Oczywiście na Ukrainie także zdarzały się mecze z dużą ilością kibiców i głośnym dopingiem, ale po pierwsze nie były częste, a po drugie – tutaj zajęte były wszystkie miejsca, cały stadion wypełniony był kibicami. Widać, że Biłgoraj żyje piłką nożną. Jeśli zaś chodzi o inne spotkania, to bardzo dobrze wspominał będę wyjazdowy mecz z Górnikiem II Łęczna. Na tym obiekcie i przy głośnym dopingu kibiców poczułem się jak na meczu ekstraklasy.

M.P.: Przed nami mecz z Victorią Żmudź. Bardzo liczymy na zwycięstwo Łady? Uda się? Czy Yuriy Perin zdobędzie gola na wagę trzech punktów?

Y.P.: Na pewno zrobię wszystko, co w mojej mocy, by drużyna wygrała. Nie ważne, czy zdobędę gola, czy też nie – najważniejsze, żeby drużyna znów uwierzyła w siebie i wygrała to spotkanie. Powiem jeszcze raz: w Ładzie jest potencjał, a  tacy piłkarze, jak choćby Patryk Dorosz mogliby z powodzeniem grać w wyższych ligach.

M.P.: Dziękuję za rozmowę.